Nie należę do nieodkrytych talentów kulinarnych, to fakt niepodważalny. Mam dobre pomysły i smak. Na pewno lubię dobrze i elegancko zjeść, ale nie potrafię takich rzeczy przygotowywać. Może nie mam cierpliwości, nie wiem. Pichcenie przynosi mi przyjemność, więc może rzeczywiście chodzić tu o nienabyte umiejętności 😉
Ostatnio jednak stwierdziłam, że to nie talent czyni nas mistrzami w kuchni tylko odpowiedni przepis. Oczywiście żartuję trochę, ale jest w tym też sporo prawdy.
Pierwszy raz UPIEKŁAM sernik!
Muszę to podkreślić ponieważ, nie był to sernik wg przepisu mojej teściowej, czyli na zimno z serków homogenizowanych. Był to sernik z prawdziwego sera i na dodatek normalnie pieczony! Mój pierwszy, prywatny, własnoręczny. Cieszyłam się jak dziecko. Przygotowania były staranne. Jesienny późny wieczór, sama w domu, nastrojowe światło, delikatna muzyka i nerwowe przeglądanie składników po raz 7, aby upewnić się czy wszystko jest i czy mogę zacząć.
Koty mruczą na kanapie – tzw sielanka.
Piekarnik trzeba rozgrzać. AHA tylko, że ja mam nowy piekarnik. Gdzie jest instrukcja?! Oczywiście znalazła się i to jak zwykle w najmniej spodziewanym miejscu.
Dobra, piekarnik się nagrzewa do 1600C więc montuje składniki. Wrzucam wszystko zgodnie z przepisem, a tam … niespodzianka …. 1 opakowanie budyniu…. Świetnie!
Budyń oczywiście miałam, tylko czy mam go najpierw przyrządzić zgodnie z przepisem i wlać do masy zrobiony czy mam wrzucić sam proszek??? Myślę sobie, pójdę za głosem rozsądku, jest późno, nie będę już zawracać autorowi przepisu głowy pytaniami. Albo dobra, napiszę sms, jak nie odpisze dopiero będę się zastanawiać. To były bardzo długie minuty wyczekiwania na odpowiedź. 😉 Na szczęście przyszła – “wsyp proszek, nie rób go wcześniej”.
No to lecimy.
Zaszalałam i dodałam biszkopty na dno blaszki (w przepisie tego nie było). Zalałam zrobioną masą (trochę płynne?? Spodziewałabym się czegoś innego znając sernik), ale ZOBACZYMY.
Piekarnik gotowy, a tu pyk pyk pyk wyskakują biszkopty…. cholera miały być na spodzie a one wypływają mi na wierzch! Wrrrr! Utopie je paluchem, nasączą się trochę i może się uda 😉
Pięknie, sytuacja opanowana, wrzucam blachę do piekarnika. Teraz pozostaje czekanie i relaks. Po kilkunastu minutach w domu pojawia się przyjemny delikatny zapach. Ciacho w piekarniku zaczyna się rumienić. W domu jakoś dziwnie przyjemnie. Można powiedzieć świątecznie – i nie mam tu na myśli odświętnego widoku mnie przy piekarniku 😉 tylko to światło, zapach, ciepełko!
Dla zainteresowanych przepis:
Składniki na tortownicę 28-29cm
1 kg twarogu sernikowego w wiaderku ( np. Piątnica).
330 ml śmietanki kremówki 30%
5 całych jajek
Szczypta soli
1 szklanka drobnego cukru – może być cukier puder
1 opakowanie budyniu śmietankowego bez cukru (40 g)
Piekarnik rozgrzać do 1600C (grzanie góra i dół)
W dużej misce umieścić wszystkie składniki. Miksować aż do uzyskania jednolitej konsystencji. Masa będzie dość rzadka.
Według uznania można dodać rodzynki lub żurawinę, skórkę pomarańczy albo owoce.
Tortownicę wyłożyć papierem do pieczenia.
Przelać masę do przygotowanej formy.
Umieścić w rozgrzanym piekarniku i piec przez ponad 1 godzinę – sernik będzie złocisty.
Na koniec uchylić piekarnik. Pozostawić tam sernik na kolejne 15-20 min.
Wyjąć, ostudzić i schłodzić w lodówce.
Można podawać posypanego cukrem pudrem.
Powodzenia i trzymam kciuki. Mam nadzieję, że Wy również będziecie Mistrzami w swoim otoczeniu i usłyszycie od innych „Mmmmm pycha”, „Mogę poprosić drugi kawałek?”, „Bardzo dobry, delikatny i słodki w punkt”.
I wygląd ciasta zachęca do “podjęcia rękawic” i to w jaki sposób piszesz …poczułam ten “świąteczny” klimat … Brawo Ty :*
Dea, bardzo się cieszę, że mogłam Cię zainspirować. Czekam na zdjęcia Twojego ciasta, chętnie umieszczę je na moim blogu, aby zmotywować kolejne osoby ;-*